Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ustka piękna i... niebezpieczna! Tak wyglądało miasto po wojnie [ZDJĘCIA]

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Ustka w pierwszych latach po wojnie
Ustka w pierwszych latach po wojnie Biblioteka Miejska w Ustce/Ustka na przestrzeni wieków Fb/Narodowe Archiwum Cyfrowe/Instytut Zachodni
Nowym ustczanom, którzy zaczęli przyjeżdżać do miasteczka na Ziemiach Zachodnich wiosną 1945 roku, nie było łatwo. Piękna nadbałtycka sceneria, a z drugiej strony – napady rabunkowe i jeden wielki śmietnik. Nocą wychodzili z domów ci, którzy mieli broń.

Pierwsi ustczanie bardzo szybko zorganizowali administrację i samorząd. Najpierw miastem zarządzało kilku po rząd burmistrzów, z lepszym lub gorszym skutkiem. Dbali jednak oni o to, by do miasta napływała żywność, karmili osiedleńców w miejskiej stołówce, rozdzielali mieszkania, wciąż zajmowane jeszcze przez Niemców, stawiali czoła radzieckiemu komendantowi miasta i żołnierzom maruderom.

1 listopada 1945 roku pierwsi powojenni radni złożyli przysięgę. Kiedy spadały szyldy z napisem Stolpmünde, do głowy przyszła im nazwa miasta Postomin - spośród wielu innych będących w obiegu nazw. Ku niezadowoleniu wyższych władz, które w 1946 roku ostatecznie przemianowały uroczą nadbałtycką mieścinę na Ustkę.

Ustka wita gości

Ogromną zaletą pierwszych ustczan była też przedsiębiorczość. W ciężkich czasach bez gazu i z niepewnymi dostawami żywności potrafili przyjmować letników, którzy przygnali nad morze już w wakacje 1945 roku. Pierwsi przetarli szlaki żeglarze z Ligi Morskiej i harcerze. W kolejnych latach przyjeżdżali studenci, akademicy, artyści. Urządzano bale charytatywne, zabawy ludowe, wieczorki jazzowe. Miasto wydzierżawiało wille na ośrodki wczasowe zakładom pracy z różnych stron Polski. Nie wszystkie opłacały czynsz. Morzem, sosnowymi lasami, balsamicznym powietrzem, malowniczymi uliczkami zachwycali się pisarze, malarze, muzycy, fotograficy.

Dwa lata po wojnie do „Zaiksu” po raz pierwszy raz przyjechała Anna Iwaszkiewiczowa, żona Jarosława. Dzięki niej zachował się literacki obraz miasta z tamtego czasu.
„I teraz już moja ukochana stacyjka. Wysoki budynek kolejowy z dużym z daleka widocznym napisem „Ustka”. Kiedy tu zajechałam pierwszy raz, na żelaznym rusztowaniu schodów, przez które trzeba przejść idąc do miasta, umieszczony był miły napis: „Ustka wita gości”. W następnych latach zmienili ten napis na: ”Wita wczasowiczów” (widocznie wydawało się to bardziej demokratycznie); teraz żadnego napisu już nie ma - wspominała, w „Szkicach i wspomnieniach” w rozdziale poświęconym Ustce „Moje Fontainebleau”.

Portowe knajpki ze śmietnikami w tle

Osiedleńcy mieli niesamowite zamiłowanie do życia towarzyskiego. Zaczęły się otwierać pierwsze restauracje z kuchnią głównie warszawską: Bajka, Corso, Hutniczanka, Czarodziejka, Nad Bałtykiem, Pod Kotwicą, Na Palach z barem mlecznym, Pod Strzechą, z których tylko ta ostatnia funkcjonuje do dziś pod tą samą nazwą.

Oczywiście stało się to po oczyszczeniu miasta ze zwałów śmieci. To nie była czysta Ustka z przedwojennych pocztówek, lecz miasteczko, wymagające natychmiastowego posprzątania i stałego oczyszczania. W lipcu 1945 roku utworzono Miejski Zakład Oczyszczania Miasta. Burmistrz Jan Seweryn stwierdził, że najlepszym miejscem przechowywania odpadów będzie... nieczynna wędzarnia! Niedostępna dla szabrowników. Do brygad roboczych oczyszczania miasta przydzielono 20 kobiet narodowości niemieckiej i pięciu mężczyzn do obsługi wozów konnych.

Jednak praca była mozolna. Właściciel hotelu-restauracji Nad Bałtykiem żądał od władz, aby niezwłocznie przydzieliły mu furmankę, żeby doprowadzić do porządku podwórze, bo „naprawdę aż wstyd, a po drugie choroba może się w przyszłości wytworzyć jakaś z tego. Bo przecież śmietnik był ostatnio przed kilkoma laty wypróżniany”.

Ustczan opodatkowano na rzecz oczyszczania miasta, ale dopiero wiosną 1947 roku nałożono na nich obowiązek usunięcia odpadków organicznych i uporządkowania podwórek, strychów i piwnic. Zakazano wrzucania śmieci do rzeki i kanału. Kurort odzyskiwał blask.

Czas na broń

Miasteczko to przede wszystkim ludzie - Polacy, którzy zasiedlali Ziemie Zachodnie, żołnierze Armii Krajowej, szukający schronienia przed bezpieką i NKWD, przedwojenna inteligencja, oficerowie, ale i niemieccy uciekinierzy z Prus Wschodnich, szabrownicy, rozpanoszona masa sowieckich żołnierzy maruderów, która dawała się we znaki osiedleńcom. Nocą w ciemnych uliczkach nikt nie pokazywał się bez broni. Kto jej jeszcze nie miał, prosił o wydanie pozwolenia. Burmistrz Saturnin Krajewski w piśmie do Pełnomocnika Rządu RP, wnioskując o prawo noszenia krótkiej broni palnej, argumentował, że „ostatnim czasem coraz częściej notowane są wypadki napadów, co w mieście portowym może mieć charakter stały”.

W listopadzie 1945 roku z powodu wzrastającej liczby napadów rabunkowych na sklepy i mieszkania kupcy apelowali do radnych, by zapobiegli katastrofie gospodarczej, która może być następstwem zwinięcia wszystkich placówek handlowych i ucieczki kupców do centralnej Polski. Apel nie odniósł skutku.

Baran za leki

Według spisu w sierpniu 1945 roku w Ustce mieszkało 615 Polaków i 1547 Niemców, spośród których 740 to przedwojenni mieszkańcy Stolpmünde, a 807 to ludność przybyła po 1939 roku.

Jako jedna z pierwszych do Ustki przybyła 34-letnia Alina Skibniewska, aptekarka i działaczka społeczna, która – jak sama wspominała po latach – przyjechała tu jako pasażerka… lokomotywy, przecierającej kolejowy szlak. Magister farmacji wzięła w dzierżawę Aptekę „Pod Lwem”. Na półkach przeważały leki weterynaryjne i zioła, medykamenty wydawano na imienne listy, bo władza miała później regulować rachunki, a nad apteką mieszkała rodzina niemieckiego farmaceuty.
- Mój niemiecki współpracownik utrzymywał kontakty z żołnierzami radzieckimi, którzy potrzebowali sulfamidów. Lekarstwa te służą do leczenia chorób wenerycznych - wspominała po latach aptekarka. - Dzięki tym transakcjom dobrze się wiodło niemieckiemu farmaceucie. Raz nawet na podwórku pojawił się baran. Ponieważ apteka została już przejęta przez Polaków, nie podobało mi się, że za leki już polskie, Niemiec stał się właścicielem barana.

Baran – zapewne zszabrowany przez sowietów z jakiegoś gospodarstwa - trafił więc na użytek wszystkich – do stołówki dla osiedleńców, znajdującej się w obecnym Domu Kultury.

Gdy w czerwcu 1947 roku otwarto port handlowy, kwitł handel węglem, w mieście działało kilka firm maklerskich. Ustka była tętniącym życiem czwartym polskim portem, rzec można międzynarodowym kurortem. O Perle Bałtyku rozpisywała się ogólnopolska prasa, chwaląc jednocześnie czyste powietrze i kopcące parowe węglowce, na widok których do portu ruszały ciekawskie rzesze gapiów, nie wiedząc, że te statki są jedyną drogą ucieczki z kraju całych rodzin prześladowanych za działalność konspiracyjną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na ustka.naszemiasto.pl Nasze Miasto