Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ustka. Tajna broń Adolfa Hitlera

Marcin Prusak
Mimo, że to wydarzyło się tuż po zakończeniu II wojny światowej historia o znalezieniu przez Armię Czerwoną latających talerzy wybudowanych przez hitlerowców zdobywa coraz więcej zwolenników.

Mimo, że to wydarzyło się tuż po zakończeniu II wojny światowej historia o znalezieniu przez Armię Czerwoną latających talerzy wybudowanych przez hitlerowców zdobywa coraz więcej zwolenników.
- Tak było! - zaklinają się tropiciele śladów tajnych broni III Rzeszy.
- To tylko poszlaki. Nie mamy na nic dowodów - uspokajają historycy wojskowości i badacze działań służb specjalnych.
Latające talerze
W połowie 2001 roku w Internecie pojawia się opowieść, która zapoczątkowała burzę. Anonimowy autor opublikował wspomnienia swojego dziadka z czasów służby w Ustce w drugiej połowie 1945 roku. Dziadek, tak bardzo bał się zdradzać to co się tam wówczas zdarzyło, że wyjawił swą tajemnicę dopiero na łożu śmierci.
A miało być tak. Dziadek autora został powołany do batalionu obrony przeciwlotniczej stacjonującego w okolicach Ustki. Jego oddział rozlokowany był w pobliżu poligonu. Pewnej czerwcowej nocy, całą bazę poderwał na nogi alarm. W odległości kilkudziesięciu kilometrów od brzegu radar wykrył szybko poruszający się obiekt. Kilkakrotne wezwania przez radio po polsku i rosyjsku nie dały rezultatu. Lecz największe zdziwienie budziło nie to, że obiekt nie odpowiadał, lecz jego prędkość, wynosząca - zawrotną, jak na owe czasy - kilka tysięcy kilometrów na godzinę. Wreszcie oczom żołnierzy ukazał się obiekt przypominający odwróconą miednicę. Otworzono do niego ogień lecz serie z działek przeciwlotniczych mijały o kilkadziesiąt metrów pojazd mknący z prędkością kilkakrotnie przekraczającą prędkość dźwięku.
Wkrótce ze sztabu wojsk radzieckich nadeszły rozkazy by nie zajmować się więcej tą sprawą i zniszczyć wszystkie materiały na ten temat. A zamiast dotychczasowego radzieckiego doradcy przybył nowy, w stopniu podpułkownika lotnictwa, wraz z kompanią żołnierzy z gwardyjskiego pułku spadochronowego.
Blondyni w UFO
Tak miało wyglądać pierwsze spotkanie służących w Ustce żołnierzy z dziwnymi „samolotami”. Następne wypadło w połowie lipca, gdy jeden z takich obiektów rozbił się na zabagnionych łąkach pod Wytownem. Gdy miejsce katastrofy znaleźli wojskowi grunt był wyschnięty, jak gdyby pod działaniem bardzo wysokiej temperatury. Później odkryto że wybuch nastąpił kilka metrów nad ziemią. Pojazd był rozerwany na kilka części leżących w odległości kilkunastu metrów od siebie. Na jednej z nich widniała namalowana swastyka. W środku, w czymś co miało być kabiną leżeli dwaj mężczyżni ubrani w czarne kombinezony ściśle przylegające do ciała. Z przyczepionymi nazistowskimi emblematami. Na twarzach mieli maski tlenowe. Byli strasznie poparzeni lecz jeden z nich, wysoki blondyn, dawał oznaki życia. Sowieci przewieźli go do słupskiego szpitala, który był obstawiony przez szczelny kordon wojska przez kilka dni, dopóki pilot nie umarł. Niewątpliwie przyspieszyły to przesłuchania jakim go poddawali radzieccy enkawudziści. Szczątki pojazdu przewieziono tymczasowo do usteckiego garnizonu i umieszczono - pod osłoną nocy - w izolowanym baraku strzeżonym przez radzieckich spadochroniarzy.
Kosmiczna technika
Z relacji dziadka autora znaleziony wehikuł przed zniszczeniem miał około 15 metrów średnicy i 5 metry wysokości. W centralnej części górnego spodka była umieszczona równie okrągła kabina pilotów, oszklona ze wszystkich stron i nakryta od góry metalową osłoną. Urządzenie napędowe mieściło się pod nią, we wnętrzu pojazdu. Otoczone koncentrycznie przez zbiorniki, mieszczące zapewne paliwo. Lecz nie można było tego sprawdzić od razu, gdyż były wykonane w tak solidny sposób że żaden z nich nie uległ zniszczeniu w czasie wybuchu. A zawory łączące je z silnikiem uległy jakiemuś automatycznemu zaryglowaniu, tak że bez pomocy specjalnych narzędzi nie można ich było otworzyć. Sam silnik był prawie kompletnie zniszczony, niewątpliwie przez wybuch znajdującego się bezpośrednio w nim paliwa. Ale na pewno nie był to napęd rakietowy ani tym bardziej odrzutowy. Tak samo zniszczyła się większość dolnej części kadłuba, tak że nie można było określić miejsca gdzie znajdowały się wyloty napędowe. Kabina pilotów uległa małym zniszczeniom, dzięki chronieniu od dołu przez dwie grube stalowe osłony, pomiędzy którymi znajdowała się jakaś nieznana galaretowata substancja. Przy próbie zdemontowania zbiorników nastąpił wybuch, który zniszczył doszczętnie pojazd.
Sprawa miała zostać wyciszona, a świadkowie, którzy przeżyli wybuch, zastraszani, aby nikomu nie pisnęli słowa.
Wierzyć, czy nie?
Zwolennikiem prawdziwości sprawozdania jest pisarz, tłumacz i publicysta
inż. kpt. rezerwy Robert Konstanty Leśniakiewicz.
- Powszechnie uważa się, że badania nad rakietami nad Bałtykiem hitlerowcy prowadzili jedynie w Peenemünde na wyspie Uznam, a tymczasem poligony rakietowe, lub pojazdów dyskokształtnych V-7 były także w okolicach Kołobrzegu, Łeby, Władysławowa i właśnie Ustki - dowodzi w swoich publikacjach.
Zdaniem badacza poligon pod Ustką posłużył Rosjanom do atakowania Skandynawii przy pomocy odrzutowych pocisków Fi-103/A-2/V-1 oraz rakiet A-4/V-2, a także najprawdopodobniej podwodnych wyrzutni rakietowych V-9/10 Urzel, które stanowiły kombinację tych dwóch rodzajów pocisków.
Emerytowany wojskowy stawia jedynie pod znakiem zapytania podaną przez autora datę wydarzenia jako rok 1945. - Wydaje się, że relacja dotyczy wydarzeń nie z 1945 roku, ale znacznie późniejszych - z przełomu lat 40. i 50., bowiem wątpliwe jest to, że w 1945 roku Polacy i Rosjanie mieli tak dobre radary, by mogły one namierzać obiekty poruszające się ze znacznymi prędkościami - dowodzi Leśniakiewicz.
Bardziej krytycznie nastawieni są do tych rewelacji nastawieni historycy. - Powinniśmy zapomnieć o latających talerzach i zejść na poziom dostępnych nam informacji o technice z czasów II wojny światowej - mówi dr Adam Nogaj, historyk wojskowości. - Nie ulega wątpliwości, że Rosjanie mieli specjalne jednostki NKWD, które przejmowały niemieckie wojskowe ośrodki badawcze. - Gdy Peeenemūnde zostało zbombardowane przez Aliantów to badania nad rakietami V zostały przeniesione w inne miejsca. Możemy przypuszczać, że również na podustecki poligon, bo ma on duży obszar i był w słabo zaludnionym terenie. Czy tak było naprawdę moglibyśmy dowiedzieć się z radzieckich akt wojskowych, bo to Armia Czerwona zajmowała poligon w latach 1945-47. Niestety rosyjskie archiwa są dla nas zamknięte i prawdopodobnie zamknięte zostaną na zawsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na ustka.naszemiasto.pl Nasze Miasto